Osoby które nigdy nie słyszały o Akame ga Kill lub chcą otrzeć się o moim zdaniem zdecydowanie gorsze anime zapraszam tu: Link
Jednak, pomimo istniejącej recenzji ekranizacji AgK zróbmy sobie szybki przegląd fabuły:
Młody chłopak imieniem Tatsumi przybywa do stolicy aby zarobić pieniądze dla głodującej wioski. Boleśnie zostaje uświadomiony że miasto to siedlisko zła i zepsucia toczonego przez sprawującego prawdziwą władzę Ministra a sytuacji nie ułatwia grupa zabójców zwana Night Raid. Na polu bitwy dominują bronie zwane Teigu, potężny oręż które nie może być dzierżony przez byle kogo. Jak niektórzy się domyślają, Tatsumi z pewnych powodów dołącza do brygady asasynów w celu oczyszczenia państwa z wszelkiej korupcji i przemocy jednak, nie wszystko jest takie jakie się nam wydaje.
Po przyjęciu soczystego ciosu w twarz noszącego miano ekranizacji tej mangi, na przeczytanie jej czekałem z ogromną niecierpliwością, ale nie potrafię jasno stwierdzić dlaczego. Z jednej strony wersja anime urzekła mnie kilkoma aspektami, a o nie bo lepsza wersja mangowa miała być przejażdżką tym samym rollercoasterem, bardzo podrasowanym rollercoasterem. Z drugiej, spartaczona, zrobiona zdecydowanie za szybko animacja nie zachęciła mnie do mangi, ona mnie zmusiła a na "poprawne" zekranizowanie tego tworu powinno się poświęcić jakieś. . . 37 może nawet 64 odcinki, odcinki w które włożono by tyle pasji ile w komiks.
Humor, krew i siermięga, to chyba te słowa najtrafniej opiszą Akame ga Kill, Dark Fantasy które miało swój pomysł na siebie ale chyba zgubiło się po drodze. Koszmar którym jest witany główny bohater, narastające poczucie niebezpieczeństwa i świat gdzie momentami nerwowo oglądamy następne sceny modląc się by postacie które polubiliśmy, przeżyły. AgK zdecydowanie wystartowało poprawnie, nie odpychając widza banałami a starając się nawet wpleść problemy zwykłych ludzi i masakry jakich doświadczyli, a było czego doświadczać. . . Anime było dość brutalne, jednak przy mandze wypada równie groźnie jak K-on przy Berserku i tu, znów manga zdobywa punkt. Dosyć odważnie wpleciona przemoc i brutalność niekiedy mocno kontrastują z lekkim humorem pojawiającym się podczas wypadów Night Raidu, jak i goszczącym w ich bazie. Poprawę w stosunku do ekranizacji widać od pierwszych stron, nie doświadczymy już wspomnianej cenzury, kreska mangowa jest w mojej opinii jeszcze schludniejsza, i co najważniejsze: zamiast zafillerowanej serii dostajemy jakąś 8 razy szerszą fabularnie lekturę. Początkowo zauważymy zaledwie różnicę w postaci dodatkowych scenek, błahych spraw jak inny ubiór postaci czy zmienioną chronologiczność niektórych wydarzeń jednak, gdy dojdziemy do momentu gdzie anime runęło w dół, tutaj zacznie się prawdziwa akcja.
Po przyjęciu soczystego ciosu w twarz noszącego miano ekranizacji tej mangi, na przeczytanie jej czekałem z ogromną niecierpliwością, ale nie potrafię jasno stwierdzić dlaczego. Z jednej strony wersja anime urzekła mnie kilkoma aspektami, a o nie bo lepsza wersja mangowa miała być przejażdżką tym samym rollercoasterem, bardzo podrasowanym rollercoasterem. Z drugiej, spartaczona, zrobiona zdecydowanie za szybko animacja nie zachęciła mnie do mangi, ona mnie zmusiła a na "poprawne" zekranizowanie tego tworu powinno się poświęcić jakieś. . . 37 może nawet 64 odcinki, odcinki w które włożono by tyle pasji ile w komiks.
Humor, krew i siermięga, to chyba te słowa najtrafniej opiszą Akame ga Kill, Dark Fantasy które miało swój pomysł na siebie ale chyba zgubiło się po drodze. Koszmar którym jest witany główny bohater, narastające poczucie niebezpieczeństwa i świat gdzie momentami nerwowo oglądamy następne sceny modląc się by postacie które polubiliśmy, przeżyły. AgK zdecydowanie wystartowało poprawnie, nie odpychając widza banałami a starając się nawet wpleść problemy zwykłych ludzi i masakry jakich doświadczyli, a było czego doświadczać. . . Anime było dość brutalne, jednak przy mandze wypada równie groźnie jak K-on przy Berserku i tu, znów manga zdobywa punkt. Dosyć odważnie wpleciona przemoc i brutalność niekiedy mocno kontrastują z lekkim humorem pojawiającym się podczas wypadów Night Raidu, jak i goszczącym w ich bazie. Poprawę w stosunku do ekranizacji widać od pierwszych stron, nie doświadczymy już wspomnianej cenzury, kreska mangowa jest w mojej opinii jeszcze schludniejsza, i co najważniejsze: zamiast zafillerowanej serii dostajemy jakąś 8 razy szerszą fabularnie lekturę. Początkowo zauważymy zaledwie różnicę w postaci dodatkowych scenek, błahych spraw jak inny ubiór postaci czy zmienioną chronologiczność niektórych wydarzeń jednak, gdy dojdziemy do momentu gdzie anime runęło w dół, tutaj zacznie się prawdziwa akcja.
(Zdecydowanie inwestycja w grube kontury powiodła się, co właściwie mnie cieszy).
Gdy już przejdziemy przez pierwsze tomy nie różniące się aż tak od ekranizacji (do której będę się odwoływał, ponieważ to ona była częściej widziana przez fanów, a za którą twórcy powinni 2 miesiące wiosłować na galerze) to w końcu dostajemy hektolitry całkowicie nowej historii, historii która jest nareszcie rasowym Dark Fantasy. Śmierć w końcu nas boli, a raczej naszą psychikę (i ciała ofiar), po parudziesięciu rozdziałach nareszcie możemy zacząć się solidaryzować z postaciami a ukazanie ich brutalnej, smutnej i niekiedy niepotrzebnej śmierci potrafi dotknąć, a wywołanie takiego uczucia, uczucia pewnego rodzaju żalu do autora za śmierć naszej ulubionej postaci zasługuje na pochwałę. Bohaterowie na szczęście także doczekali się znacznej poprawy, bardzo znacznej poprawy. Więcej fabuły oznacza więcej historii bohaterów a co za tym idzie, większe szanse na sympatie fana. Główny bohater zaczął hodować coś nazywanego u nas na wsi męskością, Totally-Not-Tsundere jest dalej sobą( ͡° ͜ʖ ͡°), Leone to dalej dobra siostrzyczka a Akame dalej morduje z kamienną twarzą, wszystko to dzieje się z biegiem czasu coraz intensywniejsze i przemiana Tatsumiego jest tutaj najbardziej zauważalna. Wspomniana przemiana to trochę temat na wypracowanie na kilka kartek A4, z uwzględnieniem przemiany fizycznej i psychicznej, a także następstw teoretycznie mogących odbić się na nim w przyszłości. Trochę inaczej ma się sprawa każdego innego bohatera, na nich twórca poświęcił sporo siły i postarał się aby ich charakter zmieniał się dynamiczne i aby nie były to tylko puste zapychacze wysłane na śmierć. W naszych oczach zyska także Lubbock, zielonowłosy zabójca władający ostrymi jak brzytwa nićmi, ten niepozorny żartowniś da o sobie znać w przyszłości.
Im dalej zagłębiamy się w kolejne strony mangi tym bardziej dostrzegamy przepaść w porównaniu do animacji, tu, każda wydająca się na pierwszy rzut oka scena może doprowadzić do naprawdę znaczących wydarzeń w przyszłości (osoby które doczytały do sceny wypiekania ciastek dostają ode mnie eteryczną piąteczkę). Klasycznie, równolegle z zagęszczającą się atmosferą zmieniają się także relacje między bohaterami, i tak jest tu parę "wydarzeń" które mnie najzwyczajniej zaskoczyły, i to w pozytywny sposób. Z kolejnymi wydarzeniami fabularnymi czułem coraz to większe zdziwienie rozwiązaniami wybranymi przez autora i tak, ostanie kilka tomów przeczytałem na przestrzeni zaledwie dwóch dni. Oczywiście, chodzenie utartymi ścieżkami i stosowanie znanych wszystkim do znudzenia standardów w tworzeniu mangi powinno być karcone jednak, nawet teraz, po ochłonięciu z powodu skończenia się AgK nie potrafiłbym powiedzieć że manga mnie nudziła, nie wciągnęła w swój pod paroma względami wyjątkowy świat.
Przygodę z papierowym wydaniem mangi skończyłem na 6 tomie, lecz na pewno, choćby z czystej chęci do kolekcjonowania kiedyś zaopatrzę się w wszystkie pozostałe(zdublowany tom 6 już został sprzedany za worek kartofli). Właściwie to właśnie AgK było pierwszą mangą w 100% skończoną, i w dodatku przeczytaną na internecie więc jest swego rodzaju kamieniem milowym w mojej karierze czytelniczej.
I tak o to przechodzimy to rzeczy będącej jednym z kilku głównych wyznaczników serii tego typu czyli walki. Tu rysownik także nie zawiódł moich nadziei, pojedynki są widowiskowe oraz na szczęście nie wprowadzają ogromnego zamętu na jedną stronę mangi. Użycia Teigu a także ich specjalnych zdolności są bardzo przyjemne dla oka, zwłaszcza gdy użytkownicy wyciskają ze swojego oręża siódme poty. Kreska jest przejrzysta ale także często dość ciemna co nie każdemu przypadnie do gustu, jednak AgK jak każde inne dzieło, styl ma swój i trzeba się z tym pogodzić. Manga nie ma także problemu z wszechobecnymi w anime "przycięciami" lub zagięciami grawitacyjnymi które kłuły w oczy niemiłosiernie. Czy jednak mogę wypowiedzieć się tak pozytywnie o postaciach? Tak, będzie to zdecydowane "tak" w odniesieniu do moich osobistych przemyśleń. Postacie to z jednej strony kalka znanych nam bohaterów z innych serii, a niektóre z nich to totalny, podręcznikowy przykład tego, jednak tutaj, nawet to zostało przedstawione w trochę inny, lekko dziwny dla mnie sposób.
Mam wrażenie że twórca wiedział że kilka postaci, i to postaci ważnych fabularnie zostało zbyt mocno odwzorowanych od tych nam znanych a pomimo to, zdecydował się i na to. Tatsumi, główny bohater wypadł tu za to bardzo pozytywnie, i doczekał się bardziej rozbudowanej historii, czyli na co cierpiał przez całe anime, jak prawie każda postać, a to co wydarzyło się w ostatnich tomach, to zdecydowanie atut przemawiający za daniem szansy tej mandze. Skoro o tomach mowa, autor nagradza wiernego czytelnika, z każdym tomem manga moim zdaniem coraz to bardziej zyskuje na wartości i jakości wykonania.
Zanim jednak pęknę i zrobię ogromne spoilery, przejdę może lepiej do podsumowania. Gdybym dostał tę mangę do ręki nigdy wcześniej nie mając styczności z anime, po szybkim przewertowaniu stron do końca, nazwałbym to średnim tworem z gatunku Dark Fantasy, na tyle średnim by nie móc nazwać tej mangi świetną, lecz na tyle także dobrą by nie nazwać tego czasu straconym. JEDNAKŻE, jako osoba która po oglądnięciu anime dostawała gorączki z rozpaczy z powodu zakończenia i niewykorzystanego potencjału. Jako osoba która z takim gatunkiem żyje nie od dziś i która z nieznanego powodu polubiła postacie w trybie natychmiastowym, jako taka osoba, stwierdzam że ta manga to kawał naprawdę dobrej historii. Jeżeli także ubolewaliście nad losem postaci, jeżeli także uznaliście że historia na przykład Kurome została bardzo okrojona, i co najważniejsze: jeżeli także nie przyjmujecie do sobie takiego zakończenia, to polecam wam poświęcić kilka dni na Akame ga Kill, w wydaniu takim jakim być powinno. Czy jednak zakończenie w oryginalnej mandze mnie satysfakcjonuje? EHHHH, I tak, i nie. Nie mogę przeboleć kilku niepotrzebnych wydarzeń które źle wpłynęły na ostateczny odbiór serii jednak, mam pewne poczucie spokoju na widok takiego a nie innego zakończenia. Zdecydowanie mogło być lepsze, o niebo lepsze ale w końcu czytelnik zostanie zostawiony z czymś z czego będzie mógł być dumny i zadowolony. Zakończenie jest niestety rzeczą do której trzeba dotrwać a na pewno poczujecie uczucie niepokoju i chęci czytania więcej wymieszane z spokojnym ukontentowaniem.
I tak oto kończą się moje żale na temat tego tego nietypowego Shounena, liczę że będzie mi dane spotkać się z tą zacna historią po raz kolejny.
Gdy już przejdziemy przez pierwsze tomy nie różniące się aż tak od ekranizacji (do której będę się odwoływał, ponieważ to ona była częściej widziana przez fanów, a za którą twórcy powinni 2 miesiące wiosłować na galerze) to w końcu dostajemy hektolitry całkowicie nowej historii, historii która jest nareszcie rasowym Dark Fantasy. Śmierć w końcu nas boli, a raczej naszą psychikę (i ciała ofiar), po parudziesięciu rozdziałach nareszcie możemy zacząć się solidaryzować z postaciami a ukazanie ich brutalnej, smutnej i niekiedy niepotrzebnej śmierci potrafi dotknąć, a wywołanie takiego uczucia, uczucia pewnego rodzaju żalu do autora za śmierć naszej ulubionej postaci zasługuje na pochwałę. Bohaterowie na szczęście także doczekali się znacznej poprawy, bardzo znacznej poprawy. Więcej fabuły oznacza więcej historii bohaterów a co za tym idzie, większe szanse na sympatie fana. Główny bohater zaczął hodować coś nazywanego u nas na wsi męskością, Totally-Not-Tsundere jest dalej sobą( ͡° ͜ʖ ͡°), Leone to dalej dobra siostrzyczka a Akame dalej morduje z kamienną twarzą, wszystko to dzieje się z biegiem czasu coraz intensywniejsze i przemiana Tatsumiego jest tutaj najbardziej zauważalna. Wspomniana przemiana to trochę temat na wypracowanie na kilka kartek A4, z uwzględnieniem przemiany fizycznej i psychicznej, a także następstw teoretycznie mogących odbić się na nim w przyszłości. Trochę inaczej ma się sprawa każdego innego bohatera, na nich twórca poświęcił sporo siły i postarał się aby ich charakter zmieniał się dynamiczne i aby nie były to tylko puste zapychacze wysłane na śmierć. W naszych oczach zyska także Lubbock, zielonowłosy zabójca władający ostrymi jak brzytwa nićmi, ten niepozorny żartowniś da o sobie znać w przyszłości.
Im dalej zagłębiamy się w kolejne strony mangi tym bardziej dostrzegamy przepaść w porównaniu do animacji, tu, każda wydająca się na pierwszy rzut oka scena może doprowadzić do naprawdę znaczących wydarzeń w przyszłości (osoby które doczytały do sceny wypiekania ciastek dostają ode mnie eteryczną piąteczkę). Klasycznie, równolegle z zagęszczającą się atmosferą zmieniają się także relacje między bohaterami, i tak jest tu parę "wydarzeń" które mnie najzwyczajniej zaskoczyły, i to w pozytywny sposób. Z kolejnymi wydarzeniami fabularnymi czułem coraz to większe zdziwienie rozwiązaniami wybranymi przez autora i tak, ostanie kilka tomów przeczytałem na przestrzeni zaledwie dwóch dni. Oczywiście, chodzenie utartymi ścieżkami i stosowanie znanych wszystkim do znudzenia standardów w tworzeniu mangi powinno być karcone jednak, nawet teraz, po ochłonięciu z powodu skończenia się AgK nie potrafiłbym powiedzieć że manga mnie nudziła, nie wciągnęła w swój pod paroma względami wyjątkowy świat.
Przygodę z papierowym wydaniem mangi skończyłem na 6 tomie, lecz na pewno, choćby z czystej chęci do kolekcjonowania kiedyś zaopatrzę się w wszystkie pozostałe(zdublowany tom 6 już został sprzedany za worek kartofli). Właściwie to właśnie AgK było pierwszą mangą w 100% skończoną, i w dodatku przeczytaną na internecie więc jest swego rodzaju kamieniem milowym w mojej karierze czytelniczej.
I tak o to przechodzimy to rzeczy będącej jednym z kilku głównych wyznaczników serii tego typu czyli walki. Tu rysownik także nie zawiódł moich nadziei, pojedynki są widowiskowe oraz na szczęście nie wprowadzają ogromnego zamętu na jedną stronę mangi. Użycia Teigu a także ich specjalnych zdolności są bardzo przyjemne dla oka, zwłaszcza gdy użytkownicy wyciskają ze swojego oręża siódme poty. Kreska jest przejrzysta ale także często dość ciemna co nie każdemu przypadnie do gustu, jednak AgK jak każde inne dzieło, styl ma swój i trzeba się z tym pogodzić. Manga nie ma także problemu z wszechobecnymi w anime "przycięciami" lub zagięciami grawitacyjnymi które kłuły w oczy niemiłosiernie. Czy jednak mogę wypowiedzieć się tak pozytywnie o postaciach? Tak, będzie to zdecydowane "tak" w odniesieniu do moich osobistych przemyśleń. Postacie to z jednej strony kalka znanych nam bohaterów z innych serii, a niektóre z nich to totalny, podręcznikowy przykład tego, jednak tutaj, nawet to zostało przedstawione w trochę inny, lekko dziwny dla mnie sposób.
Mam wrażenie że twórca wiedział że kilka postaci, i to postaci ważnych fabularnie zostało zbyt mocno odwzorowanych od tych nam znanych a pomimo to, zdecydował się i na to. Tatsumi, główny bohater wypadł tu za to bardzo pozytywnie, i doczekał się bardziej rozbudowanej historii, czyli na co cierpiał przez całe anime, jak prawie każda postać, a to co wydarzyło się w ostatnich tomach, to zdecydowanie atut przemawiający za daniem szansy tej mandze. Skoro o tomach mowa, autor nagradza wiernego czytelnika, z każdym tomem manga moim zdaniem coraz to bardziej zyskuje na wartości i jakości wykonania.
Zanim jednak pęknę i zrobię ogromne spoilery, przejdę może lepiej do podsumowania. Gdybym dostał tę mangę do ręki nigdy wcześniej nie mając styczności z anime, po szybkim przewertowaniu stron do końca, nazwałbym to średnim tworem z gatunku Dark Fantasy, na tyle średnim by nie móc nazwać tej mangi świetną, lecz na tyle także dobrą by nie nazwać tego czasu straconym. JEDNAKŻE, jako osoba która po oglądnięciu anime dostawała gorączki z rozpaczy z powodu zakończenia i niewykorzystanego potencjału. Jako osoba która z takim gatunkiem żyje nie od dziś i która z nieznanego powodu polubiła postacie w trybie natychmiastowym, jako taka osoba, stwierdzam że ta manga to kawał naprawdę dobrej historii. Jeżeli także ubolewaliście nad losem postaci, jeżeli także uznaliście że historia na przykład Kurome została bardzo okrojona, i co najważniejsze: jeżeli także nie przyjmujecie do sobie takiego zakończenia, to polecam wam poświęcić kilka dni na Akame ga Kill, w wydaniu takim jakim być powinno. Czy jednak zakończenie w oryginalnej mandze mnie satysfakcjonuje? EHHHH, I tak, i nie. Nie mogę przeboleć kilku niepotrzebnych wydarzeń które źle wpłynęły na ostateczny odbiór serii jednak, mam pewne poczucie spokoju na widok takiego a nie innego zakończenia. Zdecydowanie mogło być lepsze, o niebo lepsze ale w końcu czytelnik zostanie zostawiony z czymś z czego będzie mógł być dumny i zadowolony. Zakończenie jest niestety rzeczą do której trzeba dotrwać a na pewno poczujecie uczucie niepokoju i chęci czytania więcej wymieszane z spokojnym ukontentowaniem.
I tak oto kończą się moje żale na temat tego tego nietypowego Shounena, liczę że będzie mi dane spotkać się z tą zacna historią po raz kolejny.